Strasznie przepraszam za dłuższą nieobecność na blogu, ale przez ten cały czas byłam taka zalatane, że ja nie mogę. Ta szkoła mnie dobija ;___; Ciągle jakieś sprawdziany i Bóg wie komu to kurde potrzebne jest -,-
Ejo u Was też tak wiatr pizga? Normalnie jak w Rosji xD Dzisiaj jak szłam ze szkoły do domu to myślałam, że się z chodnika wywalę xD
Ta notka jakoś tak mi się nie za bardzo podoba no, ale dobra.. oceńcie sami :)
A! I jeszcze piosenka do notki. Mam nadzieję, że pasuje. A tak na marginesie to Three Days Grace to niesamowity zespół ^.^
Jessica obudziła się w ciemnym miejscu. Otworzyła lekko oczy i spostrzegła, że zakuta jest w kajdany. Siedziała tak przypięta łańcuchem do ściany. Łańcuch był dosyć długi więc bez problemu mogła wstać. Ręce ją bolały niesamowicie, była cała poturbowana. Z nosa i wargi leciała jej krew. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszędzie było ciemno. Dziewczyna była przerażona, ale nie bała się o siebie. Bała się o jej braci i Michael'a. Miała nadzieję, że po tym "napadzie" Wendigo, nic im się nie stało. W tej chwili nie mogła jednak nic zrobić. Postanowiła siedzieć spokojnie i czekać na cud.
Tymczasem Sam i Dean przygotowywali miejsce na ognisko.
- Ty, a co ich tak długo nie ma?- Zapytał młodszy z braci.
- Nie wiem Sam... może coś się stało...- Powiedział Dean, wyprostował się i rozejrzał wokoło, ale nic poza drzewami nie zobaczył.
- Eeee tam. Pewnie chodzą po lesie.
- Ta i zbierają grzybki halucynki, Jess to anioł, a Michael to kosmita! Weź ty się człowieku czasem puknij w głowę, bo głupoty pieprzysz.- Powiedział zirytowany Dean. W tym samym czasie zza krzaków wybiegł Michael. Oparł dłonie o kolana i ciężko oddychał.
- No kurde wreszcie! Jak się chcecie bawić w berka ganianego to to nie jest odpowiednie miejsce na tą zabawę, bo tu grasuje pieprzony Wendigo, ok?!
- Jess...- Zaczął MJ dalej ciężko oddychając.
- Co Jess?- Zapytał Sam.
- Porwał ją.
- Kto?
- Wendigo ją porwał!
- Miałeś ją pilnować!- Krzyknął Dean i podszedł do niego.
- Uciekaliśmy, ale nas dogonił. Musimy jej szukać!
- Miałeś ją pilnować do cholery!- Dean złapał go za kurtkę i pchnął na drzewo.
- Ejejejejej! Spokój!- Próbował rozdzielić ich Sam, ale nic to nie dało.
- Możesz chociaż raz mnie posłuchać?!- Krzyknął Mike.- Jej teraz może dziać się krzywda, a tobie na złości się zebrało. Zamiast się kłócić powinniśmy jej szukać.- Powiedział, a Dean ustąpił.
- Ok. Sam, bierz broń i idziemy.- Zwrócił się do brata.- A ty...- Pokazał palcem na MJ.- Zostajesz.
- Co?! Nigdy w życiu! Idę z wami. Obiecałem sobie, że własnoręcznie zabije to dziadostwo.
- Ok, jak chcesz.- Dean złapał za broń i zaczął zmierzać w głąb lasu.- Idziecie?- Zapytał, a Sam oraz MJ zabrali broń, latarki i poszli za nim.
Jess już dawno straciła nadzieję, że ktoś ją uratuje. Nagle przypomniało jej się, że w bucie ma swój mały sztylet i spinkę do włosów której nigdy nie używała. Nosiła ją w razie sytuacji właśnie takiej w jakiej się znalazła. Wyjęła spinkę i otworzyła kajdany po czym wyciągnęła sztylet z buta i wstała na równe nogi. Postanowiła zwabić Wendigo. Ręce schowała za siebie, aby myślał, że dalej jest zakuta, a następnie zaczęła głośno wrzeszczeć.
- Chodź tu szmaciarzu! Wyjdź w końcu z kryjówki! No dawaj!- Gardło już ją bolało, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Chwilę później usłyszała jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, w którym się znajduje. Pomyślała, że to może jej bracia i Michael, ale zamiast tego pięknego "z buta wjeżdżam" Dean'a w drzwi, zobaczyła tą wielką kreaturę. Stał naprzeciw niej. Widziała tylko, że jest ogromny. Nie widziała jego twarzy, ponieważ było ciemno.
- No w końcu wyszedłeś! Podejdź tu łysa pało! Tak ci kuźwa facjatę przerobię, że cię własna matka nie pozna o ile ją w ogóle masz!- Zaczęła krzyczeć, a Wendigo podszedł do niej pokracznym krokiem. Teraz patrzył się jej prosto w oczy. Na twarzy Jess pojawił się uśmiech godny psychopaty. Zaczęła śmiać się w głos. Po chwili plunęła kreaturze prosto w twarz. Wendigo zaczął głośno wrzeszczeć.
- No dalej szmato! Zabij mnie! Ani trochę się ciebie nie boję!- Poczekała aż podejdzie do niej trochę bliżej, a gdy już to zrobił i chciał jej coś zrobić, ona z impetem przejechała mu sztyletem po oczach. Skorzystała z okazji iż go oślepiła i zaczęła uciekać. Zamknęła drzwi i biegła ciemnym korytarzem, a za plecami słyszała ryk bestii. Wszystko ją bolało, ale nie poddawała się i biegła dalej. Po chwili ujrzała jakieś ruchome jakby od latarki światło dochodzące zza zakrętu. Skręciła w stronę światła i nagle znalazła się na dworze. Oślepił ją strumień światła. Przyjrzała się dokładnie skąd pochodzi i zaczęła biec w tamtą stronę.
Sam, Dean i Michael szukali Jessiki po całym lesie. Wołali ją, ale nikt się nie odezwał. Po
godzinie poszukiwań kiedy już stracili nadzieję, ujrzeli daleko przed sobą wejście do starej kopalni. Nagle przed nimi coś się poruszyło. Dean uniósł i przeładował swoją broń po czym wszyscy czekali na rozwój sytuacji. Okazało się, że to jakaś osoba szła w ich stronę.
- Jess!- Krzyknął Dean i opuścił broń. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko i szła pomału do nich. Sam oraz Michael stali trochę dalej z tyłu.
- Słyszałeś?- Spytał MJ rozglądając się na wszystkie strony. Usłyszał bowiem jakiś szelest.
- Ale co?- Odpowiedział Sam.
- No tam z krzaków coś było słychać...
- To pewnie tylko wiatr.
Jessica szła powoli, kulejąc i trzymając się za bolący bok. Nagle ni stąd ni zowąd za dziewczyną pojawiła się ta wielka postać. Dean zobaczył ją pierwszy.
- Jess! Padnij!- Krzyknął i znowu uniósł broń.
Jessica skuliła się, a w tym czasie jej starszy brat strzelił kilka razy w kreaturę. Niestety na bestię to nie podziałało, wręcz przeciwnie, zaczęła biec w stronę Dean'a. Ten nie wiedział co robić, więc stał w miejscu. Strzelił jeszcze do niego kilka razy, a potem zaczął uciekać. Wbiegł do tej starej kopalni. Biegł na oślep aż w końcu ujrzał ciemny zakamarek, w którym postanowił się schować. Schował się za dużą skrzynią, ukucnął i postanowił poczekać aż potwór sobie pójdzie. Wendigo wpadł do pomieszczenia, gdzie znajdował się Dean. Rozejrzał się, zobaczył, że nikogo nie ma i sobie poszedł.
Winchester wyszedł z ukrycia i powoli zaczął podchodzić do drzwi. Zobaczył czy ktoś kryje się z drzwiami, ale nikogo nie było, więc poszedł dalej powolnym krokiem.
*
- Dean! Do cholery jasnej, Sam! Gdzie on jest?- Zapytała Jess. Ona, Michael oraz Sam stali w lesie i nie wiedzieli co robić.
- Wbiegł do kopalni. Musimy tam iść.-Odpowiedział Sam.
- Tak, tylko że za nim wbiegł Wendigo. Musimy być ostrożni jeśli chcemy przeżyć.- Wtrącił się MJ. Wzięli broń, koktajle Mołotowa na Wendigo, latarki i powoli weszli do kopalni. Przeszukali kilka pomieszczeń, ale Dean' a ani widu ani słychu. Jess zatrzymała się.
- Co się stało?- Zapytał Michael i podszedł do niej.
- A jeśli... a jeśli coś mu się stało?
- Jess.. no coś ty.. Dean jest twardy, a przede wszystkim sprytny. Pewnie się schował, albo jest tu gdzieś.- Powiedział MJ i przytulił ją. Nagle usłyszeli ryk.
- Wendigo...- Powiedział Sam.- Idziemy stąd.- Zarządził i wszyscy pobiegli do innego pomieszczenia. Usłyszeli cichy jęk.
- Możesz nie jęczeć?- Jess zwróciła się do MJ, a ten zdziwiony poparzył się na nią.
- To nie ja.- Uniósł ręce w geście obronnym. Jessica skierowała latarkę na Sam'a.
- Na mnie się nie patrz. To nie ja.- Odpowiedział. Jess rozejrzała się po pomieszczeniu. Znowu dało się usłyszeć cichy jęk. Dziewczyna skierowała swój wzrok w kąt. Zobaczyła tam mężczyznę przykutego łańcuchami tak jak ona wcześniej. Biedak był cały we krwi i ledwie żył. Sam podszedł do niego i rozkuł go.
- Możesz chodzić?
- Ummm... T-tak..- Wymamrotał tamten i wstał powoli.- Dziękuję wam, że mnie uratowaliście.
- W sumie to dziękuj mojemu starszemu bratu, bo gdyby on nie uciekł od Wendigo i nie schował się gdzieś tutaj w tej pieprzonej kopalni to te dziadostwo by cię zjadło.- Uśmiechnęła się sztucznie młodsza Winchester.
- Twój brat? Dean?- Zapytał tamten. Jessica zdziwiła się, zresztą tak jak Sam i Michael.
- Znasz go? Był tutaj?- Spytała.
- Był tu taki jeden gość.- Zaczął mówić, ale przerwał mu kaszel.- Powiedział, że nazywa się Dean i obiecał, że po mnie wróci.
- Co? Kiedy to było?
- Ja wiem...? Nie mam zegarka, ale na oko to tak jakoś 15 minut temu tu był.
- Mówił coś jeszcze?- Zapytał MJ.
- Nie. Powiedział tylko to co przed chwilą wam powtórzyłem... Ty...- zwrócił się do Michael'a.- A ty przypadkiem nie jesteś ten.. jak on się nazywa...
- Michael Jackson?- Zapytała Jess, a chłopak pokiwał twierdząco głową.- Koleś tylko do niego podobny jest. Pieje jak kogut, a o jego "tańcu" to ja nic nie wspominam nawet. Jacksonowi nawet do pięt nie dorasta.On się nazywa... eee... Jack Smith. No, a teraz może chodźmy już, bo zaraz Wendigo też go z MJ pomyli i jeszcze po autograf przybiegnie. Z dedykacją dla małych Wendigusiów.- Powiedziała, a Michael roześmiał się. Wyszli z pomieszczenia i właśnie szli ciemnym korytarzem. MJ podszedł do Jess, która szła na samym przodzie.
- To one w ogóle mogą mieć dzieci?- Zapytał przez śmiech.
- A bo ja wiem? Tak se powiedziałam.- Odpowiedziała a ten znowu się roześmiał.
- I z czego ty się ryjesz?
- Z tego autografu. Potrafisz ludzi słowem rozwalić dziewczyno.
- Danke schon, a teraz się skup, bo na serio zaraz nam tu Wendigo wyleci.
- To go zabijemy.
- Ciekawe jak? Zamoonwalkujesz go na śmierć? Życzę powodzenia.
- Przecież mamy koktajle Mołotowa...
- A no joooo. E, to nie mamy się co martwić. Trzeba tylko Dean'a znaleźć i będzie zajebiście.- Nagle Jessica poczuła silny ból brzucha. Złapała się za bolący brzuch i oparła się plecami o ścianę.
- Jess, co się stało?- Michael błyskawicznie podbiegł do niej.
- Boli.- Powiedziała i podciągnęła lekko koszulkę. Na całą szerokość jej brzucha rozpościerała się wielka rana prawdopodobnie od pazurów Wendigo. Po chwili przy dziewczynie był jej młodszy brat.
- Co się stało?- Zapytał Sam.
- Podrapał mnie jak mu się chciałam wyrwać.
- Kto? Jack?- Zapytał tamten koleś, którego uratowali.
- Co? Jaki Jack? Aaa... nie. Wendigo mnie podrapał.- Powiedziała i wstała powoli.- Już mi lepiej. Idziemy.
- Ale na pewno?- Spytał z troską Michael.
- Jasne Mi...- zawahała się.- To znaczy Jack. Wszystko w porządku.- Ruszyli dalej. Szli ciemnym korytarzem.
- Skręćmy tam w lewo.- Powiedział Michael widząc skręt w lewo jakieś 3 metry przed nimi.
- A nie lepiej iść prosto?- Zapytała Jessica.
- Tam już byliśmy- Wtrącił się Sam.
- No doooobra.- Mruknęła młodsza Winchester i już więcej nic nie powiedziała. Szli w milczeniu z latarkami, które oświetlały im drogę. Skręcili w lewo i nagle jakby spod ziemi wyrósł przed nimi Wendigo. Jessica z Michael'em podświadomie złapali się za ręce i stali tak przerażeni. Bestia stała przed nimi, gdy nagle zaczęła głośno ryczeć. Nikt nie wiedział co robić, kiedy nagle kreatura zaczęła się do nich przybliżać. Cofali się powoli.
- Ma ktoś te koktajle Mołotowa?- Zapytała Jess.
- Noo gdzieś tu..- Michael zaczął przeszukiwać swoją torbę.- Ej no! Mogę przysiąc , że je wziąłem!
- Jezuuuuu.... Jak zwykle. Jak coś potrzeba to nigdy nie ma.- Powiedziała zirytowana Jessica i puściła rękę Michael'a.- A ty co się kurde gapisz stara dupo?! Wypierdzielaj mi z drogi bo chce przejść!- Warknęła i próbowała przejść lecz Wendigo zamachnął się i swoimi pazurami podrapał jej ramię. Poczuła przeszywający ból i upadła na ziemię, a Wendgio w tym samym czasie znowu podniósł swoje wielkie ramię i znów chciał zaatakować dziewczynę, gdy nagle usłyszeli głośny huk, a potwór padł na ziemię. Po chwili zauważyli jak w jego stronę leci koktajl Mołotowa, a Wendigo cały staje w płomieniach.
Spalił się dość szybko. Jessica zdezorientowana patrzyła się na to wszystko. Po chwili zauważyła, że tym kimś, który zabił potwora był nie kto inny jak jej starszy brat, Dean.
Podbiegł do niej szybko i pomógł jej wstać.
- Nic ci nie jest?- Zapytał troskliwie, a jego młodsza siostra syknęła z bólu.
- Boli strasznie. Już jedną bliznę będę miała na brzuchu, a teraz jeszcze mi w ramię przypierdzielił. No, ale poza tym to nic mi nie jest.- Uśmiechnęła się i z całej siły klepnęła Dean'a w plecy.
- Ja to się chyba nigdy nie przestanę dziwić dlaczego ty masz tyle pary w rękach...
- Po braciszku.- Wyszczerzyła się od ucha do ucha.
- Dobra, dobra... nie podlizuj się. A teraz chodź do mnie.- Przyciągnął ją do siebie i przytulił.- Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało.
- Wiem braciszku. Ja nie przeżyłabym gdyby coś ci się stało.- Stali tak jeszcze przez chwilę aż Dean zobaczył, że pod ścianą stoi ten chłopak, którego spotkał wcześniej.
- Tony? Mówiłem żebyś tam został...
- Uratowaliśmy go, bo zanim byś się ruszył to by go ta bestia pożarła.- Wtrącił się Sam.
- Dobra.. chodźmy stąd bo wszystko mnie boli...- Powiedziała Jess. Wyszli wszyscy z kopalni, odnaleźli samochód i pojechali do miasta. Okazało się, że człowiek, którego uratowali był jednym z tych kilkorga przyjaciół, którzy wyjechali pod namiot do lasu. Do mieszkania Jessiki przyjechali dopiero o 4:00. Sam i Dean poszli już spać, a MJ i Jess siedzieli u niej w pokoju na łóżku.
- Wiesz.... przydałoby się przemyć te rany...- Zaczął Michael.
- No wiem.. Tylko, że to dziadostwo drapnęło mnie nawet na plecach, a sama tam nie dosięgnę.
- Mogę ci pomóc przecież.- Dopiero po chwili dotarło do niego co powiedział. Spuścił głowę i dodał- Chyba, że nie chcesz...
- A niby czemu nie? Dawaj chodź idziemy do łazienki i mi pomożesz, bo ja na serio sama nie sięgnę.- Zaśmiała się i razem poszli do łazienki. Jessica wyciągnęła wszystkie potrzebne rzeczy do opatrywania i dała je MJ.- Ściągnąć koszulkę?- Zapytała, a Michael zaczerwienił się.
- Nie wiem.. jak wolisz.- Wymamrotał.
- To ja może ją na razie zostawię....- Zawahała się.- Albo dobra tam.- Powiedziała, ściągnęła koszulkę i oparła się o wannę. Michael jeszcze bardziej się zaczerwienił, ale opatrzył jej rany, które rozpościerały się praktycznie na całym brzuchu i ramieniu. Kiedy było już po wszystkim Jessica uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- Dziękuję Mike.- Powiedziała i zaczęła przybliżać swoją twarz do jego. Dzieliły ich już praktycznie milimetry, gdy nagle ich usta złączyły się w czułym pocałunku. Obojgu aż zaprało dech w piersiach. Michael po chwili oderwał się od Jessiki.
- To już wiesz co czujesz?- Zapytał z nadzieją.
- Owszem, wiem.- Powiedziała cicho i znów go pocałowała.- A teraz chodźmy bo mi się spać chce.- Ubrała koszulkę i wyszła z łazienki, a za nią poszedł MJ.
- To ze mną śpisz, nie?- Zapytała kładąc się do łóżka.
- A jakże by inaczej.- Zaśmiał się i położył się obok Jess. Ona położyła głowę na jego torsie i leżeli tak kilka minut.- Dziękuję ci Jess...
- Za co ty mi dziękujesz?- Poderwała głowę do góry i spojrzała się na niego zdziwionym wzorkiem.
- Za to, że jesteś.
- A weź w ogóle przestań, co ty mówisz... Idź spać, bo już ci na mózg pada.- Cmoknęła go i wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Chciała już iść spać lecz bolące rany jej nie pozwoliły. Rozmyślała nad tym co się dzisiaj stało. Gdyby ktoś jej pół roku wcześniej powiedział, że ona, Jessica Winchester będzie spotykać się z Królem Popu to by chyba wyśmiała tą osobę. A jednak, stało się. Miała nadzieję, że związek jej i Michael'a będzie trwał całe jej życie i że już zawsze będą mogli być razem. Tego pragnęła najbardziej. Szczęścia.
No i to by było na tyle.. Na MJTeam nie wiem kiedy nowa, zobaczy się ;)
Tutaj zresztą też nie wiem kiedy wrócę.
Przypominam o zakładce " Do mnie" gdzie możecie zadawać mi pytania.
Jeśli w rozdziale są jakieś błędy to strasznie przepraszam. Chyba już mi na oczy pada, a przecież już okulary noszę xD
No to chyba tyle.... Dziękuję, że ze mną tu jesteście Kochani! :*
Pozdrawiam, Emaa ;D
OMG OMG OMG OMG.
OdpowiedzUsuńKomentowałam cały czas na fb ale tu też Ci napiszę.
To takk, uśmiałam się nieźle. Szkoda, że Dean Michaelowi nie przywalił(wiem, jestem straszna).
Masz trochę błędów, ale to Ci pisałam. Chodzi o te "i". Masz tam napisane CHŁOPACY. Moje oczy! Niby poprawne językowo (tak, tak) ale, no, ałaaa. :(
Kocham, kocham, kocham!
Czekam na następne. *-*
Pozdrawiam, Tuśka. :)
Błędy poprawione ;)
UsuńDzięki za uwagi i ogólnie za komentarz :*
Uff jak dobrze, że ją uratowali. Już myślałam, że te cholerne Wendigo gorzej ją zmasakruje. Na szczęście skończyło się na skaleczeniach.
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak! Nareszcie Jessica się zdefiniowała. Cieszę się.
Nawet nie wiesz jak ja uwielbiam tą wybuchowość Deana. Powiem szczerze, że to jedna z moich ulubionych postaci (nie licząc Michaela oczywiście :D).
I już tak odchodząc od tematu... Lubię wchodzić na twojego bloga, bo jest świetna muzyka. Same złote rybki rocka. Jestem wychowana na takim rodzaju muzyki, więc dla mnie to jest wielkie! Ukłony. :D
Czekam na nową część i cieplutko pozdrawiam. Kinga :)
Jejku.. Dziękuję *.*
UsuńJa uwieeeeelbiam rock <3333
To dzięki Supernatural i mojemu kochanemu wujkowi słucham takiej muzyki ;) Ogólnie to mam zamiar dodać jeszcze kilka piosenek do playlisty.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!
Yeah! I Love You nawet nie wiesz jak sie usieszyłem na ta notke, dobrze, że ja uratowali. No no pisz kolejną bo umrę z tej ciekawości. A co do twoich klimatów muzycznych to dziewczyno należa ci sie pokłony,:D
OdpowiedzUsuńMike
Hej nowa notka na http://thejacksonsanamericandream.blog.pl/
OdpowiedzUsuńMike
Zapraszam na http://michael-and-lisa-stories.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że wszystko dobrze się skończy. I najbardziej się cieszę, że Jess w końcu zrozumiała swoje uczucia. Tak się zastanawiam ... fajnie, by było gdyby było więcej Michaela. Mam na myśli polowania. Wiesz, żeby był taki ... hmmm ... no na pewno wiesz o co mi chodzi. I czy w Mike'a wejdzie kiedyś jakiś demon tak jak to było w serialu? Było by ciekawie. Czekam na kolejną.
OdpowiedzUsuńP.S. Tak przy okazji u mnie nowa ;)