Siemanko Wszystkim!
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale najpierw nie było weny a później net mi zwolnił -,-
W każdym razie jestem, dodaję nową i mam cichą nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Tak! Jackson! Kocham cię!- Kiedy usłyszał te słowa,
ogromny kamień spadł mu z serca.
- Ale... ale naprawdę?- Spytał niedowierzająco.
- Tak. To znaczy...chyba tak.- Spuściła wzrok. Mimo
wszystko nie była do końca pewna tego co czuła. Michael wziął jej twarz w swoje
dłonie. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie wiesz co czujesz?- Pokręciła twierdząco
głową. On uśmiechnął się tylko i zaczął przybliżać swoją twarz do niej.
Dzieliły ich już tylko milimetry.
- Jess! Gdzie jesteś?- Usłyszeli Dean'a. Popatrzyli
na siebie przestraszonym wzrokiem.
- Chowaj się pod kołdrę!- Szepnęła Jess, a Michael
zerwał się z łóżka i jak najszybciej wśliznął się pod kołdrę na podłodze
przywalając tym samym dzwona głową o ścianę. W tym samym czasie Dean wszedł do
pokoju.
- O tutaj jesteś.- Powiedział.- A ten co?- Kiwnął
głową na MJ.- Śpi już?
- Co? A tak... Zmęczony był. Pół dnia w studio
siedział i w ogóle...- Zaczęła ściemniać.
- Aha...No dobra.. To ja już pójdę.- Odparł i
wyszedł zanim zdążyła coś powiedzieć. Usłyszała cichy jęk za sobą. Odwróciła
się i zobaczyła trzymającego się za głowę MJ siedzącego na podłodze.
- Mocno się uderzyłeś?- Podeszła do niego
uśmiechając się. Michael zrobił smutną minkę.
- Mhmm.
-Ojeeej...- Ukucnęła obok niego i pocałowała go w
głowę.
- Na czym my tu stanęliśmy?- Zaczął przybliżać
swoją twarz do niej. Po chwili pocałował ją. Poczuła te jakże wszystkim znane
motylki w brzuchu. Mimo to dalej nie wiedziała co tak naprawdę czuje. Przerwała
pocałunek odsuwając się od niego.
- Michael... ja.. ja nie wiem. Proszę, nie naciskaj
na mnie. Daj mi trochę czasu.- Powiedziała ze spuszczoną głową. Michael
przybliżył się do niej i przytulił ją.
- Oczywiście skarbie. Dam ci tyle czasu ile będzie
trzeba.- Powiedział cicho i pocałował
ją w głowę.- No! To kładziemy się?- Zaproponował z uśmiechem. Jess oderwała się
od niego i pokiwała twierdząco głową.
- Ok.
Idziemy.- Uśmiechnęła się i zaraz oboje ułożyli się na jej łóżku. Przytuliła
się do niego i zasnęła. Michael rozmyślał nad tym wszystkim. Naprawdę przez ten
krótki czas zakochał się w niej jak wariat. Nie umiał przestać o niej myśleć.
Ba! Nawet nie chciał. Przypomniał sobie ich pocałunek... Jej słodkie usta. To
było coś pięknego. Uśmiechnął się do siebie i po kilku minutach także on usnął.
Tymczasem Sam i Dean siedzieli w kuchni i
przeglądali gazety w poszukiwaniu roboty. Po chwili Dean odłożył ze
zrezygnowaniem swoją gazetę.
- Nic.- Mruknął.- Masz coś?- Zapytał brata.
- Słuchaj.- Powiedział do Dean’a nie odrywając
wzroku od gazety. Po czym zaczął czytać na głos.- W ubiegły czwartek w stanie
Oregon doszło do makabrycznego mordu, którego ofiarą padł dwudziestoletni
mężczyzna. Przypominamy, że to już
szóste morderstwo w stanie Oregon w
ciągu ostatnich czterech tygodni. Czy mamy do czynienia z seryjnym
zabójcą?
-
No to grubo.- Skomentował Dean.- Musimy to sprawdzić. Wyjedziemy jutro rano.
Idę uprzedzić Jess, może jeszcze nie śpi.- Powiedział i wstał z krzesła. Kilka
sekund później był już pod drzwiami od pokoju swojej siostry. Zapukał lecz nie
usłyszał odpowiedzi. Wszedł powoli do pokoju. Ujrzał swoją siostrę wtuloną w
Michael’a. Na początku się trochę przestraszył, ale później gdy zobaczył jej
uśmiech na twarzy, kąciki jego ust same się podniosły. Wyszedł uśmiechnięty z
pokoju i wrócił na swoje miejsce w kuchni. Sam zlustrował go wzrokiem.
-
A tobie co? Masz minę jakbyś nie wiem co zobaczył.- Skomentował ze śmiechem.
-
Co?- Dean wyrwał się z zamyślenia.- A nie, nic.
-
Powiedziałeś Jess?- Zapytał na co Dean pokręcił przecząco głową.
-
Nie. Śpi.
-
To co robimy? Jedziemy dzisiaj, jutro z samego rana czy czekamy aż Jess
wstanie?- Na te słowa Dean wstał z krzesła.
-
Pakuj się. Jedziemy dzisiaj. Gdybyśmy czekali do jutra to Jess chciałaby z nami
jechać.
-
A co w tym złego, że pojechałaby z nami?
-
Ślepy jesteś?- Dean postukał się otwartą dłonią w czoło.- Nie widzisz, że ona
jako jedyna układa sobie życie? Wiesz ile łowców dostaje taką szansę? W sumie
to ty pewnie też byś siedział jeszcze na Stanford gdybym cię wcześniej nie
ściągnął żebyś mi pomógł szukać tatę.
-
No w sumie fakt.- Sam przyznał rację bratu.
-
Sammy, co tak stoisz? Pakuj manatki, mamy robotę.- Powiedział Dean pakując
swoją torbę.
Piętnaście
minut później...
Zanieś
mi to do samochodu ja zaraz przyjdę.- Powiedział Dean podając bratu swoją
torbę. Po chwili Sam zniknął za drzwiami. Dean wyciągnął karteczkę po czym
napisał na niej żeby Jess się o nich nie martwiła. Karteczkę położył na stole
po czym poszedł do samochodu.
Dosłownie
10 minut później obudziła się Jessica.
Przetarła oczy i zeszła z łóżka uważając żeby nie zgnieść przy tym MJ.
Postanowiła pójść do kuchni aby się napić. Nalała sobie mleka do szklanki i
usiadła przy stole. Zauważyła, że na owym stole leży jakaś kartka. Z czystej
ciekawości wzięła ją do ręki i zaczęła czytać.
„
Kochana Siostrzyczko!
Musieliśmy
wyjechać, bo mamy robotę do wykonania.
Nie
martw się o nas, jeszcze wrócimy.
Dean”
-No
kurde chyba nie!- Krzyknęła oburzona- Chyba sobie ze mnie jaja robicie-
Powiedziała i wzięła do ręki gazetę leżącą na stole. Pomyślała, że pewnie tam
coś znaleźli i nie myliła się. Przeczytała artykuł o morderstwach w Oregon.
Wstała z krzesła i poszła do swojego pokoju, ponieważ postanowiła obudzić
Michael’a. Gdy weszła do pokoju, MJ jeszcze spał. Ukucnęła obok łóżka.
-Mike..
Mike wstawaj.- Mówiła szturchając go lekko. Ten powoli otworzył oczy.- Słodki
jest.- Pomyślała.
-
Coś się stało?- Zapytał zaspany.
-
Wstawaj, mamy robotę.- Powiedziała, a Michael wstał z łóżka.
-
No dobra. Daj mi pięć minut i możemy jechać.
Dziesięć
minut później byli już gotowi.
-
Jedziemy moim motorem.- Powiedział stanowczo Michael.
-
A to niby kurde czemu?- Obruszyła się Jessica.
-
Temu, że jeśli chcemy ich dogonić to musimy jechać szybko.- Odpowiedział
zakładając swoją skórzaną kurtkę.
-
Mój samochód też jest szybki.- Przekonywała go wbijając stopy w swoje ulubione
buty.
-
Jedziemy moim i koniec. Będzie szybciej.- Powiedział stanowczo i otworzył
drzwi. Zlustrował swoją towarzyszkę wzrokiem. Zatrzymał się na jej butach.- Nie
będzie ci w nich za ciężko?
-
Nie, a niby czemu?- Powiedziała zdziwiona.
-
Wyglądają na ciężkie...
-
Eeee tam. Są najlepsze.- Powiedziała i wyszła na klatkę schodową.- A tak w
ogóle to nie zmieniaj tematu. Jedziemy moim samochodem.
-
Nie.- Powiedział stanowczo, złapał za dużą torbę, do której wcześniej
napakowali broń i zamknął drzwi.
-
No niby czemu?- Zatrzymała się na schodach.
-
No ci chyba tłumaczę, że będzie szybciej, nie?
-
Nie!
-
Jak sobie chcesz. Stracimy tylko czas.- Założył swoje ciemne okulary i dalej
schodził bez słowa po schodach.
-
Wrrr..No dobra!- Warknęła Jess i poszła za nim. Gdy wyszli z budynku,
skierowali się na parking.- Wziąłeś broń?
-
Yep. Wszystko mam w torbie.- Powiedział i przerzucił sobie torbę przez jedno ramię
tak, aby mu się lepiej prowadziło i wsiadł na swój pojazd.- Wsiadaj.
-
Już się robi panie Jackson.- Powiedziała cicho i wsiadła na motor.
-
Coś mówiłaś?- Zapytał odpalając silnik.
-
Ja? Nie, skądże.- Powiedziała i objęła go rękoma żeby nie spaść z pojazdu.
-
Jak chcesz to z tyłu masz uchwyt.- Zaczął się śmiać.
-
I co z tego? Jedź.- Powiedziała, a motor ruszył.
*
Tymczasem Sam i Dean zatrzymali się w małym hostelu
w niewielkim miasteczku w stanie Oregon. Bracia właśnie ubierali się w
garnitury, ponieważ musieli jechać sprawdzić okoliczności zgonu
dwudziestoletniego mężczyzny, o którym przecztali w gazecie.
- Wyglądam w tym jak idiota.- Mruknął Dean, a Sam
zlustrował go wzrokiem.
- Co Ty.. pasuje ci..- Stwierdził Sam śmiejąc się.
- Zamknij się.- Powiedział z zabójczym wzrokiem
Dean.- Chodźmy już.- Oznajmił i poszedł do samochodu, a za nim poszedł Sam.
Kilka minut później byli już w drodze.
*
- Jackson ja cię zapierdziele. I niby ja mam w tym
CZYMŚ chodzić po mieście?- Mówiła z oburzeniem Jess. Michael kazał jej założyć
garnitur.
- No przecież ładnie wyglądasz. Co ci znowu nie
pasuje?- Westchnął i opadł na fotel. On i Jess zatrzymali się w tym samym
hostelu co bracia. Problem w tym, że o tym nie wiedzieli.
- WSZYSTKO mi nie pasuje! No weź popatrz! Jak stara
babcia wyglądam nooo. Już męskie garnitury są ładniejsze.
- Oj nie marudź. Ile my tam będziemy? Piętnaście
minut? Jess ja cię błagam. Ubieraj się i jedziemy.
- A ty? Ludzie cię przecież poznają, a już na pewno
nikt nie uwierzy, że sławny Król Popu Michael Jackson jest z FBI.
- Dlatego TY pójdziesz z nimi gadać, a JA zostanę
przy motorze.- Stwierdził szczerząc się od ucha do ucha.
- O nieee. Tego mi nie zrobisz. Ja nigdzie sama nie
idę!
- Oj przecież żartowałem. Mam przebranie. Czekaj,
zaraz przyjdę.- Powiedział i zniknął za drzwiami łazienki. Piętnaście minut
później przyszedł do Jess. Miał na sobie czarny garnitur i eleganckie buty. Na
nosie miał czarne okulary.
- I to niby twoje przebranie?- Prychnęła Jess.-
Powaga?
- Tak.- Powiedział uśmiechnięty.
- No dobra...- Westchnęła.- Idziemy, ale jak
później będzie nas gonić tłum rozwrzeszczanych fanek i dziennikarzy to powiem,
że cię nie znam i że tylko przechodziłam obok ciebie.- Powiedziała i oboje
wyszli z budynku, a potem pojechali do kostnicy z zamiarem sprawdzenia ciała
tego zabitego mężczyzny.
*
Sam i Dean wyszli z samochodu i właśnie zmierzali w
kierunku szpitala, w którym znajdowała się kostnica.
- Że też ci się nagle jeść zachciało... Tylko czas
straciliśmy przez ciebie.- Powiedział Sam otwierając drzwi do szpitala.
- Cicho bądź. Na głodniaka nie umiem pracować.
- Idziemy do kostnicy, a ty się burgerami opychasz
pacanie.- Mruknął Sam. Nagle zauważyli dwie postacie zbliżające się do nich. To
byli Michael i Jess.
- Co do...- Mruknął Dean gdy zobaczył swoją
siostrę.
- Dzień dobry panowie. Co tak późno?- Zagadnęła
Jess.
- Bo się komuś BURGERÓW zachciało.- Powiedział
Sam.- Przez niego tylko czas straciliśmy.
- Zamknij się. Coś ci już chyba mówiłem, nie? No
właśnie.- Burknął Dean.- Co wy tu robicie?- Zwrócił się do swojej siostry i MJ.
- Serio? Myślałeś, że nie zobaczę tej gazety na
stole?- Zaśmiała się.
- Sam, masz wpierdziel.- Warknął do Sam'a.-
Zostawiłeś tą gazetę na stole? Powaga?
- Zapomniałem o niej.
- Dobra, kij z tym. Dowiedzieliście się coś?-
Zapytał Dean.
- Trochę. Ofiara nazywa się Patrick Smith, 20 lat,
rozszarpany na strzępy.
- Jak zginął?
- Tydzień temu pojechał z przyjaciółmi pod namiot
do lasu. Podobno "napadł ich niedźwiedź". Nie za bardzo chce mi się w
to wierzyć biorąc pod uwagę to, że to już szósty taki przypadek w ciągu ostatnich czterech tygodni. Patrick'a
znalazł miejscowy myśliwy Jack Steel. Pozostałej trójki nie znaleziono. -
Powiedział Michael.
- Skąd wy to wiecie?
- Ten cały gościu od kostnicy.. Nie pamiętam jak on
tam się zwie, znał Patrick'a.- Powiedziała Jess.
- No to grubo.- Skomentował Dean.- Gdzie się
zatrzymaliście?
- W tym takim hostelu niedaleko.
- To tak jak my. To robimy tak....Wy wracacie do
hostelu, idziecie do naszego pokoju i szukacie czegoś przydatnego w tych
wszystkich książkach w tej takiej dużej czarnej torbie leżącej obok łóżka,
a my jedziemy do tego myśliwego. Może
od niego się coś dowiemy. Macie jego adres?
- Tak. Wzięłam od tego gościa w kostnicy.-
Powiedziała Jess i dała Dean'owi karteczkę z adresem.
- Ok. To my jedziemy. Macie tutaj klucz do naszego
pokoju. Jakby co to pokój 310.- Dean podał siostrze klucz do pokoju.- Tylko
grzecznie mi tam!- Powiedział gdy wychodzili.
- A temu tylko jedno w głowie.- Mruknęła ze
zrezygnowaniem Jess.
- No dobra. To jedziemy.- Stwierdził MJ i zaraz
byli w drodze do hostelu.
- Jezu jaki burdel...- Stwierdziła Jess gdy weszli
do pokoju Sam'a i Dean'a.- Od razu widać, że tutaj bracia Winchester
przesiadują. Wszystko porozrzucane, śmieci na podłodze... Cali oni.
- Haha no nieźle.- Powiedział Michael.- To gdzie ta
torba?- Zapytał rozglądając się.- O! Jest.- Wyciągnął z niej stos książek.
- O w dupe... dużo tego trochę.- Powiedziała Jess
siadając na jednym z łóżek.
- No trochę..
- Ej patrz!- Powiedziała Jess wyciągając spod
poduszki pistolet Dean'a i srebrny sztylet.- To się nazywa prawdziwy łowca.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Taaaa jasssne. Pewnie mu się samoloty śnią.-
Zaczęła się śmiać. Michael zresztą też.
- Że co?
- Serio. Dean panicznie boi się latać samolotami.
- Nie noo powaga?
- No na serio!- Jess już leżała na podłodze przez
ten śmiech.- Ale to jeszcze nic!- Podniosła się.- Sam boi się klaunów!
- AHAHAHAHAHAH!- MJ aż brzuch rozbolał od tego
śmiania.- Weź bo nie wyrobie!
- HAHAHAHHAH! Dobra spokój. Ogar.- Powiedziała Jess
ciężko dysząc.
- No ja nie mogee.. Jak się można bać klaunów?
- Nie wiem. Dobra. Szukajmy, może coś znajdziemy.-
Zarządził Michael. Przez kolejne dwie godziny siedzieli na łóżku Dean'a zatopieni w lekturze.
- Ej weź mi podaj to tamto.- Pokazała na ciekawie
wyglądający dziennik. Otworzyła go i zamarła.- O ja jebie.- Przybliżyła głowę
do napisu bo myślała, że się przewidziała.- Weź zobacz bo mnie już chyba wzrok
zawodzi.- Podała dziennik MJ.
- Powaga?- Powiedział gdy również przeczytał
napis.- John Winchester?
- Kuźwa to on miał dziennik?
- Widocznie tak...
- Dobra daj.- Zabrała mu.- Może tam coś będzie.-
Powiedziała i zaczęła czytać.- O! Słuchaj!
23 lata temu tata chyba był w takiej samej sytuacji co my. Ofiarami było
kilkoro przyjaciół, którzy wybrali się pod namiot do tego lasu nieopodal. Tata
pisze, że ten stwór nazywa się Wendigo, żywi się ludzkim mięsem i potrafi
naśladować ludzkie głosy np. wołanie o pomoc. Jedynym sposobem na zabicie
Wendigo jest spalenie, bądź zabicie ich przy użyciu srebrnego noża lub
pocisków.
- No to trochę informacji już mamy. Teraz szukamy
gdzie to coś może mieć kryjówkę i co może nas od tego chronić.- Powiedział
Michael i zaczął szukać w książce.- Mam!- Powiedział i zaczął czytać.- "
Według legend może osiągać do 4 metrów wysokości. Jego broń stanowią nie tylko
ostre pazury i kły, ale i niewiarygodna szybkość i siła, którą dysponuje.
Potwór ten jest opisywany jako potwornie chudy człowiek, w zasadzie same kości
pokryte pomarszczoną skórą w szarym kolorze."
- To wiemy już jak wygląda.- Powiedziała.- Szukaj
gdzie mogą mieszkać.
- Mam. " Wendigo przez wiele lat nie muszą
polować. Hibernując w ciemnych i
opuszczonych miejscach np. starych kopalniach. Kiedy jednak się budzą są bardzo
głodne i rozpoczynają polowanie na ludzi. W ich naturze jest również robienie
" zapasów" z ludzi, dlatego często pokrywają swoje ofiary i
przetrzymują je w pewnego rodzaju spiżarniach."
-Jeszcze szukaj jak się od nich chronić.
- " Przed atakiem Wendigo chronią symbole
anasazi, które narysowane np. na ziemi nie pozwalają potworowi przez nie
przejść."
- No fajnie, ale jak to wygląda?- Zapytała, a
Michael pokazał jej te symbole w książce.
- Aha... no dobra. Znaczy się szykuje się nam
polowanie.
- Tak jakby.
- Ja pierdziele... Jak ja dawno na polowaniu nie
byłam.
- Jak chcesz to przecież możesz zostać.
- Jasne, ja sobie tu zostanę, a wy w tym czasie
będziecie polowali na to coś ryzykując życie? Coś ty głupi?
- No ok. Tylko mówię przecież.- Powiedział i w tym
samym czasie usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili Sam i Dean weszli do
pokoju.
- Cześć.- Powiedzieli.
- No cześć.- Powiedziała Jess.- Dowiedzieliście się
czegoś?
- Wiemy tylko gdzie młodzi rozstawili ten swój
namiot i gdzie ten myśliwy znalazł tego Patrick'a.
- Uuuuu to słabo coś. My się dowiedzieliśmy dużo.
- Co takiego?- Zapytał Sam.
- Siadajcie to wam opowiemy.- Zaproponowała
Jessica. Bracia usiedli, a Jess i Michael opowiedzieli wszystko czego się
dowiedzieli.
- No to pakujemy się i jedziemy do tego lasu.-
Zarządził Dean.- Jess zostajesz.
- No chyba cię głowa boli! Nigdzie nie zostaję.
Jadę z wami i koniec kropka a jak nie to kopa w dupe dostaniesz moimi butami a
tego byś nie chciał!
- Jess to niebezpieczne.
- A czy kiedykolwiek robiliśmy coś co było
bezpiecznego?
- No nie ale...
- No właśnie! Jadę z wami.
- Eh.. No dobra.- Mruknął gniewnie Dean.- Idźcie
się pakować.- Po tych słowach Jess i Michael wyszli z pokoju i skierowali się
do swojego.
- Weź tą torbę z bronią i czekaj na mnie ja tylko
skoczę do łazienki.- Powiedziała i pognała szybko do łazienki. Wróciła kilka
minut później. Razem poszli z powrotem do Sam'a i Dean'a.
- Jedziecie z nami czy motorem?- Zapytał Dean.
- Z wami.- Odpowiedzieli oboje.- Więcej miejsca.
- Ok to idziemy.- Kilka minut później byli już w
drodze. Dean jak zwykle prowadził, Sam siedział obok niego, a Jess z Michael'em
siedzieli z tyłu.
- Michael?- Zagadnął Dean.
- Tak?
- Tak ogólnie to jak to zrobiłeś, że cię nie
rozpoznali nigdzie?
- Ludzi łatwo da się oszukać. Wystarczy ubiór w
innym stylu, troszkę zmieniony głos, inne nazwisko i odrobinę przerobione
zdjęcie na identyfikatorze. Oczywiście wszyscy się mnie pytają czy jestem
Michael'em Jackson'em a ja im wtedy tylko wciskam kit, że jestem do niego
strasznie podobny i że dużo osób mnie z nim myli.
- Nieźle żeś to wykombinował.- Pochwalił go Dean.
- Sam się zdziwiłem, że tak szybko mi uwierzyli.
- Hahah no to nieźle.- Zaśmiała się Jessica.
Po piętnastu minutach byli już na miejscu. Wyszli z
samochodu i zabrali z bagażnika torbę z potrzebnymi rzeczami. Wyruszyli w las.
Doszli na miejsce gdzie grupa przyjaciół rozbiła namiot. Leżało tam pełno
różnych rzeczy. Od strzępów ubrań aż po
pozostałości po namiocie.
- Rozejrzyjmy się tu trochę.- Zarządził Dean.
- Ej patrzcie!- Krzyknęła Jess i podniosła kamerę
wideo. Sam, Dean i Michael podeszli do niej.- Może coś nagrali...- Powiedziała
i włączyła ostatni film. Przedstawiał on na początku las w nocy. Ten kto
nagrywał prawdopodobnie szedł sam przez ciemny i mroczny las. Nagle dało się
usłyszeć głośny, dziki ryk.
- O shit
shit! Sarah! Gdzie
jesteś?!- Krzyczał autor nagrania. Było słychać jak biegnie przez gęstwiny.
Znowu usłyszeli ten dziki ryk. To coś było coraz bliżej. Nagle autor nagrania
ustał. Skierował kamerę do góry na drzewo stojące naprzeciw niego. Nagle z
drzewa spadło ciało. Było całe we krwi i poszarpane. Autor nagrania zaczął
głośno krzyczeć i znowu biegł przez gęstwiny. Nagle przed nim pojawiła się
wielka postać. Była chuda a jej ciało pokrywała szara pomarszczona skóra. Miała
wielkie szpony i kły. Zaczęła ryczeć. To do niej należał ten ryk, który
usłyszeli wcześniej. Po chwili zaczęła gonić mężczyznę z kamerą. Autor
przewrócił się a wtedy bestia go dopadła i rozszarpała na strzępy.
- Jezu Chryste...- Szepnęła Jessica.
- Boże...- Mruknęli Michael i Sam.
- Co to kurwa było?!- Powiedział zdenerwowany
Dean.- Słuchajcie musimy się zbierać. Zaraz się ściemni a nie wiem jak wy ale
ja nie chcę skończyć jako kolacja tego czegoś. Nagle usłyszeli wołanie o pomoc.
- Co to było?- Powiedział Sam.
- Ktoś chyba woła o pomoc. Idziemy.- Powiedział
Dean. Poszli za tym tajemniczym głosem.
- Ej to było gdzieś tu, nie?- Zapytała Jess gdy
oddalili się już spory kawałek od miejsca rozbicia namiotu.
- No tak. To stąd dochodziły te krzyki.- Powiedział
zdziwiony MJ.
- O w dupe...- Powiedziała Jess.
- Co jest?- Zapytał Dean.
- Pamiętacie co tata pisał o Wendigo w swoim
dzienniku?
- Potrafi naśladować ludzkie dźwięki np. wołanie o
pomoc.- Powiedzieli wszyscy na raz.
- O w dupe..- Powiedział Dean.- No to klapa.
- Co robimy?- Zapytał Michael.
- Wracamy.- Powiedziała Jess.- Ale zaraz... eeee..
skąd my przyszliśmy?
- No to kurwa ładnie.- Skomentował Dean.- Zostajemy
tutaj i czekamy do rana. Już się ściemnia. Rozpalmy ognisko. Jess, Michael-
Zwrócił się do nich.- Idźcie po drewno, a ja z Sam'em ogarniemy tu trochę.
- Ok.- Powiedzieli Jess i Michael i poszli w las
szukać jakiegoś drewna na opał.
- Kurde, ciemno już.- Powiedziała Jess po chwili
ciszy.
- No trochę... Masz latarkę?- Zapytał.
- Yhym.- Mruknęła. Wyciągnęła latarkę i włączyła
ją. Światło rozświetliło im drogę. Para stanęła jak wryta. Jakieś 10 metrów
przed nimi stała ta wielka postać. Stali tak przerażeni jeszcze jakieś 3
minuty.
- Boże, Michael... Co robimy?- Zapytała cicho Jessica.
- Nie wiem... Widzi nas, to jest pewne. Nie
ruszajmy się na razie.- Odpowiedział cicho. Nagle stwór zaczął ryczeć tak jak
na filmie, który oglądali przy namiocie. Potwór zaczął biec w ich stronę.
- O ja pierdole...- Szepnęła Jess.
- Wieeeeej!!!- Wrzasnął MJ i pociągnął ją za rękę.
Uciekali tak przez gęstwiny dobre 10 minut, gdy nagle Jessica przewróciła się o
korzeń drzewa. Michael szybko pomógł jej wstać i uciekali dalej. Biegli szybko,
ale słyszeli, że Wendigo jest coraz bliżej. Michael spojrzał się za siebie.
Serce zabiło mu jeszcze mocniej. Potwór był już tak blisko. Usłyszał krzyk
Jessiki, odwrócił się i zobaczył jak Wendigo porywa jego towarzyszkę.
- Jess, nie!- Krzyczał.
- Mike!- Usłyszał z oddali. Wołał ją jeszcze przez
kilka minut, ale nie usłyszał odpowiedzi. Został sam w środku lasu jedynie z
latarką. Postanowił zawiadomić chłopaków. Biegnąć ile sił w nogach myślał co
dalej będzie. Czy uda im się uratować Jess? Jego ukochaną? Obiecał sobie w
duchu, że odnajdzie ją, a tego potwora własnoręcznie zabije. Takie było jego
postanowienie, a tak się składa, że jest człowiekiem upartym i za wszelką cenę
dąży do celu.
No i to by było na tyle :) Piszcie co o tym sądzicie.
No i... w końcu mamy pierwsze polowanie! :D Te cytaty z książki, którą czytał MJ wzięłam z portalu http://supernatural.com.pl/
A! I jeszcze coś... Dodałam zakładkę " O mnie". Jeśli chcecie to wpadajcie tam i pytajcie o co chcecie. Więcej szczegółów w zakładce ;)
Pozdrawiam i nie wiem kiedy wrócę, Emaa ;D